Recenzja filmu

Siedmiu krasnoludków ratuje Śpiącą Królewnę (2014)
Boris Aljinovic
Harald Siepermann
Antoni Królikowski
Czesław Mozil

Krasnale z drugiej ligi

Wykreowane przez grafików cuda nie będą raczej wizytówką niemieckiej animacji, ale trudno odmówić artystom koncepcyjnym paru niezłych projektów. Dobry jest zwłaszcza stylizowany na dziecięce
W jednej ze scen "Siedmiu krasnoludków..." zamkowy strażnik ogląda którąś z części "Shreka" (albo film, który wzmianki o zielonym ogrze, ma nam "Shreka" przypominać) i znudzony przysypia w fotelu. To nieszczególnie trafiona referencja i wcale nie dlatego, że "Shrek" jest filmem o parę klas lepszym. Sęk w tym, że twórcy biorą na warsztat tę samą poetykę – zanurzonego w popkulturowych cytatach, ironicznego obrazu "od lat pięciu do stu pięciu". A że kokietowanie dorosłego widza raczej im nie wychodzi, całość jest straconą szansą na bezpretensjonalne kino dla dzieciaków.



Świat zaludniany przez bohaterów klasycznych baśni to w filmie wielkie królestwo celebrytów, twórcy często puszczają oczko oblatanemu w mainstreamowym kinie widzowi, a polscy tłumacze dwoją się i troją, by osadzić żarty w lokalnym kontekście. Frajdy z odkrywania tych smaczków nie ma żadnej, bo umówmy się: Niemcy grają jednak w innej lidze niż giganci pokroju Pixara czy Dreamworks. Scenariusz napisany jest bez polotu, bohaterowie są nudnawi, a całość przypadnie do gustu tylko najmłodszym z naszych pociech.

Niemiecka animacja o Siedmiu Krasnoludkach ma oczywiście jedną zasadniczą zaletę – nie jest niemieckim filmem aktorskim o Siedmiu Krasnoludkach. Te widzieliśmy już dwa, łączą je zresztą nazwiska scenarzystów i producentów omawianego obrazu. Rynsztokowy humor bazował w nich na niesmacznych, dwuznacznych dialogach, a Królewnę Śnieżkę wystylizowano na podrzędną porno gwiazdkę. Tutaj jest więcej klasy, niewymuszonego wdzięku i musicalowych numerów, od których nie więdną uszy. Polska obsada spisała się zresztą na medal i po raz pierwszy wybór między niemieckim dubbingiem a rodzimą lokalizacją nie jest wyborem między krzesłem elektrycznym a śmiertelną trucizną.



Wykreowane przez grafików cuda nie będą raczej wizytówką niemieckiej animacji, ale trudno odmówić artystom koncepcyjnym paru niezłych projektów. Dobry jest zwłaszcza stylizowany na dziecięce gryzmoły prolog, cieszy design niektórych czarnych charakterów – zwłaszcza przemawiającej głosem Soni Bohosiewicz, nikczemnej, eh, Voldemorty. Cała reszta to raczej uboga – tak pod względem wykonania, jak i konceptu – próba uwspółcześnienia historii, której uwspółcześniać po prostu nie trzeba. I naprawdę wypada żałować, że twórcy nie pozwolili kinu dla dzieci pozostać kinem dla dzieci.
1 10
Moja ocena:
5
Dziennikarz filmowy, redaktor naczelny portalu Filmweb.pl. Absolwent filmoznawstwa UAM, zwycięzca Konkursu im. Krzysztofa Mętraka (2008), laureat dwóch nagród Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej... przejdź do profilu
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones